Wystawa „Spokojny ekspresjonista”
07.09.2024 do 05.10.2024r.

Please wait while flipbook is loading. For more related info, FAQs and issues please refer to DearFlip WordPress Flipbook Plugin Help documentation.

Spokojny ekspresjonista, a może grzeczny dziki

Jacek Sroka maluje dużo i od dawna. Pełnymi garściami czerpie z zasobów dwudziestowiecznych stylistyk, wcielając się w rolę – trochę prześmiewczo – odnowiciela różnych malarskich tradycji. Czyta też sporo, i to z przeróżnych obszarów, a ślady lektur są wszechobecne na jego płótnach. Malarskie przywołania pojawiają się jakby mimochodem, Sroka robi to w sposób niezwykle przemyślany, o czym decyduje wrażliwość postmodernistycznego prześmiewcy. Miał bardzo wiele wystaw, a współpracujący z Nim kuratorzy, przynajmniej w znacznej większości, wynajdywali coraz to nowe klucze do odczytywania Jego malarstwa. Czasem ulegając sugestiom malarza, a niekiedy dryfując obok. Koncepcje kuratorskie prezentują różne fascynacje i zmiany perspektyw. W najnowszym poznańskim projekcie, zaproponowany przez kuratora tytuł „Spokojny ekspresjonista”’ lapidarnie sygnalizuje, o czym będzie ta ekspozycja. Przywołanie fenomenu ekspresjonizmu, meandrującego po sztuce od lat, a szczególnie mocno kojarzonego z buntownikami XX wieku poszukującymi jak najmocniejszych form wyrazu, ma specjalne znaczenie właśnie w Poznaniu, który w polskiej historii sztuki nowoczesnej traktowany jest jako kolebka tego nurtu. Natomiast dla Artysty – tak jak zrozumiałam – niesione przez tytuł wystawy znaczenia, najbliższe są postawie grzecznego dzikiego – z formacji Neu Wilde, pokrewnej nie tylko generacyjnie, ale podobnie jak on przychodzącej do malarstwa ze sceny muzycznej. I co ważne, artystów ogromnie przywiązanych do tej formacyjnej dwoistości . Podobnie wysoką pozycję, zajmuje muzyka w hierarchii polskiej Gruppy – takich bezdyskusyjnie najbardziej oczywistych polskich Dzikich. W jakim stopniu muzyka dopowiada malarstwo Sroki? Co ważniejsze – w codziennej pracownianej praktyce, czy w przebywaniu w przyjaznej sferze dźwiękowej, czy są analogie pomiędzy graniem na instrumencie, a samym procesem malowania? Najważniejsze jest oczywiście miejsce, czyli sama pracownia, do której – symbolicznie – i dosłownie, schodzi się po schodach. Dobudowana została do niewielkiego domu, o konwencjonalnym rozkładzie (i niezwykłym wystroju). Jest to duże, jasne pomieszczenie otwarte na zieleń ogrodu – obiecuje wiele. Przede wszystkim możliwość spokojnej koncentracji. Pracownia, w porównaniu z innymi, znanymi mi, jest pustawa. Obrazy i narzędzia czekają porządnie posegregowane, składowane na zapleczu. Miejsce i jego aura jest super ważna, bo Jacek bezdyskusyjnie jest malarzem pracownianym. Można by mu przypisać takie słowa: „W swoim życiu wciąż poszukuje tego rytmu; nie tylko potrzebuje podczas pracy wizji wieczornych przyjemności (to dość pospolite), lecz także w owym wieczornym szczęściu, u jego kresu, pojawia się pragnienie, by zaraz było jutro, by móc wrócić do pracy”. Problematyzowana w dyskursach od kilku dekad kwestia miejsca pracy artysty (i specyfiki tejże), w omawianym wypadku jest dość jednoznaczna. Jeśli by użyć anglosaskich kategorii, opisanych przez Roberta Storra, to dla Jacka jego studio to „ A Room of One’s Own, a Mind of One’s Own”. Mam nadzieję, że przywołanie Virginii Woolfe i jej zarośniętego z dyskursem feministycznym „własnego pokoju”, Jacek ironista zaakceptuje. Na pewno ją czytał, chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy. W tej przestrzeni, na ogół przy muzyce, powstaje znacząca większość prac. Tu materializowane są koncepty, których źródeł można by szukać w bardzo nie oczywistych miejscach i sytuacjach. Wybór tematów, motywów, tak jak i konwencji malarskich nie jest ani naturalny, ani niewinny. Truizmem jest stwierdzenie, że daleko odeszliśmy od romantycznego konceptu autonomii twórcy na rzecz postrzegania jego wytworów jako splotu cytatów, zapożyczeń, parafraz. Kulturowo ugruntowane praktyki cytatu, dzieło postrzegane jako patchworkowa tkanina, wcale nie niwelują tego inicjującego każdy proces twórczy skupienia i namysłu. Sroka, poprzez wybór medium, estetyczne predylekcje zachęca do skonfrontowania jego prac z obrazami Nowych Dzikich. Zamiast kostycznej, podręcznikowej definicji posłużmy się słowami Marty Tarabuły, która tak charakteryzuje zjawisko Nowych Dzikich z lat 80.: jest to formacja, która „obiektywizmowi z lat 70tych przeciwstawia emocjonalność i subiektywizm; aparatowi fotograficznemu, technice sitodruku, taśmie wideo i maszynie do pisania – pędzel i farbę, narzędzia pozostawiające ślad osobistego zaangażowania; ascetycznej formie – przeładowanie, fantazję i energię; płaskim, mechanicznym powierzchniom obrazów – materialność faktury, farbę kładzioną niechlujnie i grubo; wyrozumowanym koncepcjom – instynkt, infantylizm, programowy aintelektualizm; wysterylizowanej kompozycji – radość malowania i swobodę wyobraźni; chłodnej obojętności – erotyzm i zmysłowość; hermetycznym wywodom – łatwą, natychmiastową czytelność, fizyczną nieomal bezpośredniość przekazu; kosmopolityzmowi wreszcie – sztukę narodową”. Wszystko znajdziemy w obrazach Jacka Sroki. Wyłaniający się z mokrej czerwieni Pies ze strzykawką w pysku, o zdeformowanej sylwetce i rozwartej mordzie przywodzi na myśl wręcz antyczne bestie, a dla znających Jacka i jego kynofobię jest – tylko i aż – uosobieniem lęku, zagrożenia, strachu. Oddanym bardzo subiektywnie i przepełnionym silnymi emocjami. Pędzel i farby z narzędzi oczywistych, w latach osiemdziesiątych, powoli, lecz konsekwentnie, gloryfikowane w wypowiedziach przeróżnych malarzy nabierają znaczeń mitycznych. (Symptomatyczna dla tego procesu wydaje mi się wypowiedź Jakuba Ziółkowskiego, który wręcz stwierdza, że „czasem pędzel i farby uczą malarza”). Wirtuozerskie pogrywania z wyobrażeniami o żywiole farby na ekspresjonistycznym płótnie, śledzić można chociażby na niewielkim obrazku Zupa. Natomiast obrazy z serii Van Gogh Militaire są jeszcze bardziej złożone; malowania na wielu malarskich tekstach od tytułowego Van Gogha poczynając, a na Schnablu kończąc. Pewien nadmiar, zarówno w przekazie treściowym jak i samej formie doskonale prezentują Wielkie brzuchy. Obraz przedstawia zmagania bodajże trójki bohaterów, w przedziwnej konstelacji, rozsadzającej wizualnie płótno. Buzuje energią także mój ulubiony (ze względu na gamę kolorystyczną ) obraz – Błoto, słota i kałuże matka stawia kroki duże. Malowany na szybko , bez korekty, zachowuje energie samego gestu, śladu pędzla, szpachli. A wpadający w ucho tytuł, przypomina, melodyką frazy o muzycznych predylekcjach autora. Autora, który generalnie ma ucho do tytułów, chociaż – a może właśnie bardzo świadomie – czasem w ogóle z nich rezygnuje. Znacząca większość prac Jacka Sroki instynktownie postrzegana jest jako fantastyczna. Fantastyka na jego obrazach bliska jest chyba rozumieniu tego pojęcia przez Rogera Caillois, według którego: „fantastyka (…) jest manifestacją skandalu, rozdarcia, niezwykłym, nieznośnym wręcz wdarciem się (…) w świat rzeczywisty. W fantastyce (…) porządek nadprzyrodzony zakłóca spójność wszechświata”. Ten rodzaj fantastyki wywołuje trochę nieprzyjemnych uczuć, ale także perwersyjne zadowolenie, wynikające z obserwacji rozpadu i rozdarcia. Wykoncypowaną spójność i tęsknotę za nią, wyklucza już sam sposób malowania. Płótna malowane grubo, niechlujnie czy tylko niestarannie identyfikujemy z rozpadem, chaosem. Nowe spektrum znaczeń słowa „grubo” też pomaga tym instynktownym rozpoznaniom. Dzicy infantylizują, to rodzaj zarzutu kierowany do różnych generacji artystów, którym bliskie są języki ekspresjonizmu. Otóż w wypadku Sroki, nawet łatwe do wyśledzenia zapożyczenia z języka ilustracji dla dzieci, ulegają w różnych kontekstach daleko idącej transformacji i odczytywane są raczej jako ironiczne przytoczenia, jak to ma miejsce w Windykacji światowej. Świat Sroki, nie jest światem naiwnego obserwatora, w każdym obrazie znajdziemy drugie dno. W niektórych wręcz tropy do okultystycznych systemów. A tam trudno o łatwą, natychmiastową czytelność, poza tym, że narzędzia tortur jednoznacznie przerażają, a przyglądając się dłużej Pejzażowi z podwójnym znaczeniem zaczynamy podejrzewać, że gdyby podrążyć to ukrytych znaczeń odnajdzie się więcej. Tematów do obrazów dostarcza mu zarówno życie prywatne i publiczne, sceny z małych miasteczek mieszają się z krakowskimi peryferiami . Znaleźć można nie tylko oparte na wspomnieniach scenki, ale też kadry zawłaszczane z mediów. Jedne i drugie świadczą o wyczuleniu na zmienne mechanizmy polskiej codzienności: potwierdza to zarówno Nowy kosiarz jak i Obraz mówiony w obcym języku. W nieco innym języku niż obrazy, są trzy drewniane, polichromowane obiekty. Świadczą o daleko posuniętej umiejętności redukcji. Na pozór surowe, niemal nieme, przywodzące na myśl przedziwne naczynia liturgiczne (skojarzone z przedstawieniami narzędzi tortur na obrazach) tworzyć mogą całkiem przerażający konglomerat. Nie chodzi o pedantyczną klasyfikację, tylko zaznaczenie różnorodnego charakteru prac, które uzasadniać mają kuratorską tezę. Spokojny ekspresjonista, to na pewno malarz o niezwykłej erudycji i warsztatowej swobodzie. Dotykający paradoksu tytuł wystawy może budzi bezinteresowne zdumienie. Paradoks, przenicowuje doksę, otwiera furtkę na nieznane, nieoczywiste. Idącego utartym traktem zbija z tropu, zamiast iluzorycznej totalności oferuje dziurę w całym, a zdrowemu rozsądkowi pokazuje figę, głosząc inną, choć przecież nie mniej prawdziwą prawdę”. Czego życzę krytykom i przyszłym komentatorom poznańskiej wystawy, którzy dostrzegą tę nutę przekory i podważania malarskich norm w obrazach Jacka Sroki.

Maria Hussakowska

Spokojny ekspresjonista, a może grzeczny dziki

Jacek Sroka maluje dużo i od dawna. Pełnymi garściami czerpie z zasobów dwudziestowiecznych stylistyk, wcielając się w rolę – trochę prześmiewczo – odnowiciela różnych malarskich tradycji. Czyta też sporo, i to z przeróżnych obszarów, a ślady lektur są wszechobecne na jego płótnach. Malarskie przywołania pojawiają się jakby mimochodem, Sroka robi to w sposób niezwykle przemyślany, o czym decyduje wrażliwość postmodernistycznego prześmiewcy.

Miał bardzo wiele wystaw, a współpracujący z Nim kuratorzy, przynajmniej w znacznej większości, wynajdywali coraz to nowe klucze do odczytywania Jego malarstwa. Czasem ulegając sugestiom malarza, a niekiedy dryfując obok. Koncepcje kuratorskie prezentują różne fascynacje i zmiany perspektyw. W najnowszym poznańskim projekcie, zaproponowany przez kuratora tytuł „Spokojny ekspresjonista”’ lapidarnie sygnalizuje, o czym będzie ta ekspozycja. Przywołanie fenomenu ekspresjonizmu, meandrującego po sztuce od lat, a szczególnie mocno kojarzonego z buntownikami XX wieku poszukującymi jak najmocniejszych form wyrazu, ma specjalne znaczenie właśnie w Poznaniu, który w polskiej historii sztuki nowoczesnej traktowany jest jako kolebka tego nurtu.

Natomiast dla Artysty – tak jak zrozumiałam – niesione przez tytuł wystawy znaczenia, najbliższe są postawie grzecznego dzikiego – z formacji Neu Wilde, pokrewnej nie tylko generacyjnie, ale podobnie jak on przychodzącej do malarstwa ze sceny muzycznej. I co ważne, artystów ogromnie przywiązanych do tej formacyjnej dwoistości . Podobnie wysoką pozycję, zajmuje muzyka w hierarchii polskiej Gruppy – takich bezdyskusyjnie najbardziej oczywistych polskich Dzikich.

W jakim stopniu muzyka dopowiada malarstwo Sroki? Co ważniejsze – w codziennej pracownianej praktyce, czy w przebywaniu w przyjaznej sferze dźwiękowej, czy są analogie pomiędzy graniem na instrumencie, a samym procesem malowania?

Najważniejsze jest oczywiście miejsce, czyli sama pracownia, do której – symbolicznie – i dosłownie, schodzi się po schodach. Dobudowana została do niewielkiego domu, o konwencjonalnym rozkładzie (i niezwykłym wystroju). Jest to duże, jasne pomieszczenie otwarte na zieleń ogrodu – obiecuje wiele. Przede wszystkim możliwość spokojnej koncentracji. Pracownia, w porównaniu z innymi, znanymi mi, jest pustawa. Obrazy i narzędzia czekają porządnie posegregowane, składowane na zapleczu. Miejsce i jego aura jest super ważna, bo Jacek bezdyskusyjnie jest malarzem pracownianym. Można by mu przypisać takie słowa:
„W swoim życiu wciąż poszukuje tego rytmu; nie tylko potrzebuje podczas pracy wizji wieczornych przyjemności (to dość pospolite), lecz także w owym wieczornym szczęściu, u jego kresu, pojawia się pragnienie, by zaraz było jutro, by móc wrócić do pracy”.

Problematyzowana w dyskursach od kilku dekad kwestia miejsca pracy artysty (i specyfiki tejże), w omawianym wypadku jest dość jednoznaczna. Jeśli by użyć anglosaskich kategorii, opisanych przez Roberta Storra, to dla Jacka jego studio to „ A Room of One’s Own, a Mind of One’s Own”. Mam nadzieję, że przywołanie Virginii Woolfe i jej zarośniętego z dyskursem feministycznym „własnego pokoju”, Jacek ironista zaakceptuje. Na pewno ją czytał, chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

W tej przestrzeni, na ogół przy muzyce, powstaje znacząca większość prac. Tu materializowane są koncepty, których źródeł można by szukać w bardzo nie oczywistych miejscach i sytuacjach. Wybór tematów, motywów, tak jak i konwencji malarskich nie jest ani naturalny, ani niewinny. Truizmem jest stwierdzenie, że daleko odeszliśmy od romantycznego konceptu autonomii twórcy na rzecz postrzegania jego wytworów jako splotu cytatów, zapożyczeń, parafraz. Kulturowo ugruntowane praktyki cytatu, dzieło postrzegane jako patchworkowa tkanina, wcale nie niwelują tego inicjującego każdy proces twórczy skupienia i namysłu.
Sroka, poprzez wybór medium, estetyczne predylekcje zachęca do skonfrontowania jego prac z obrazami Nowych Dzikich.

Zamiast kostycznej, podręcznikowej definicji posłużmy się słowami Marty Tarabuły, która tak charakteryzuje zjawisko Nowych Dzikich z lat 80.: jest to formacja, która „obiektywizmowi z lat 70tych przeciwstawia emocjonalność i subiektywizm; aparatowi fotograficznemu, technice sitodruku, taśmie wideo i maszynie do pisania – pędzel i farbę, narzędzia pozostawiające ślad osobistego zaangażowania; ascetycznej formie – przeładowanie, fantazję i energię; płaskim, mechanicznym powierzchniom obrazów – materialność faktury, farbę kładzioną niechlujnie i grubo; wyrozumowanym koncepcjom – instynkt, infantylizm, programowy aintelektualizm; wysterylizowanej kompozycji – radość malowania i swobodę wyobraźni; chłodnej obojętności – erotyzm i zmysłowość; hermetycznym wywodom – łatwą, natychmiastową czytelność, fizyczną nieomal bezpośredniość przekazu; kosmopolityzmowi wreszcie – sztukę narodową”.

Wszystko znajdziemy w obrazach Jacka Sroki. Wyłaniający się z mokrej czerwieni Pies ze strzykawką w pysku, o zdeformowanej sylwetce i rozwartej mordzie przywodzi na myśl wręcz antyczne bestie, a dla znających Jacka i jego kynofobię jest – tylko i aż – uosobieniem lęku, zagrożenia, strachu. Oddanym bardzo subiektywnie i przepełnionym silnymi emocjami.

Pędzel i farby z narzędzi oczywistych, w latach osiemdziesiątych, powoli, lecz konsekwentnie, gloryfikowane w wypowiedziach przeróżnych malarzy nabierają znaczeń mitycznych. (Symptomatyczna dla tego procesu wydaje mi się wypowiedź Jakuba Ziółkowskiego, który wręcz stwierdza, że „czasem pędzel i farby uczą malarza”). Wirtuozerskie pogrywania z wyobrażeniami o żywiole farby na ekspresjonistycznym płótnie, śledzić można chociażby na niewielkim obrazku Zupa. Natomiast obrazy z serii Van Gogh Militaire są jeszcze bardziej złożone; malowania na wielu malarskich tekstach od tytułowego Van Gogha poczynając, a na Schnablu kończąc.

Pewien nadmiar, zarówno w przekazie treściowym jak i samej formie doskonale prezentują Wielkie brzuchy. Obraz przedstawia zmagania bodajże trójki bohaterów, w przedziwnej konstelacji, rozsadzającej wizualnie płótno. Buzuje energią także mój ulubiony (ze względu na gamę kolorystyczną ) obraz – Błoto, słota i kałuże matka stawia kroki duże. Malowany na szybko , bez korekty, zachowuje energie samego gestu, śladu pędzla, szpachli. A wpadający w ucho tytuł, przypomina, melodyką frazy o muzycznych predylekcjach autora. Autora, który generalnie ma ucho do tytułów, chociaż – a może właśnie bardzo świadomie – czasem w ogóle z nich rezygnuje.

Znacząca większość prac Jacka Sroki instynktownie postrzegana jest jako fantastyczna. Fantastyka na jego obrazach bliska jest chyba rozumieniu tego pojęcia przez Rogera Caillois, według którego: „fantastyka (…) jest manifestacją skandalu, rozdarcia, niezwykłym, nieznośnym wręcz wdarciem się (…) w świat rzeczywisty. W fantastyce (…) porządek nadprzyrodzony zakłóca spójność wszechświata”. Ten rodzaj fantastyki wywołuje trochę nieprzyjemnych uczuć, ale także perwersyjne zadowolenie, wynikające z obserwacji rozpadu i rozdarcia.

Wykoncypowaną spójność i tęsknotę za nią, wyklucza już sam sposób malowania. Płótna malowane grubo, niechlujnie czy tylko niestarannie identyfikujemy z rozpadem, chaosem. Nowe spektrum znaczeń słowa „grubo” też pomaga tym instynktownym rozpoznaniom.

Dzicy infantylizują, to rodzaj zarzutu kierowany do różnych generacji artystów, którym bliskie są języki ekspresjonizmu. Otóż w wypadku Sroki, nawet łatwe do wyśledzenia zapożyczenia z języka ilustracji dla dzieci, ulegają w różnych kontekstach daleko idącej transformacji i odczytywane są raczej jako ironiczne przytoczenia, jak to ma miejsce w Windykacji światowej. Świat Sroki, nie jest światem naiwnego obserwatora, w każdym obrazie znajdziemy drugie dno. W niektórych wręcz tropy do okultystycznych systemów. A tam trudno o łatwą, natychmiastową czytelność, poza tym, że narzędzia tortur jednoznacznie przerażają, a przyglądając się dłużej Pejzażowi z podwójnym znaczeniem zaczynamy podejrzewać, że gdyby podrążyć to ukrytych znaczeń odnajdzie się więcej.

Tematów do obrazów dostarcza mu zarówno życie prywatne i publiczne, sceny z małych miasteczek mieszają się z krakowskimi peryferiami . Znaleźć można nie tylko oparte na wspomnieniach scenki, ale też kadry zawłaszczane z mediów. Jedne i drugie świadczą o wyczuleniu na zmienne mechanizmy polskiej codzienności: potwierdza to zarówno Nowy kosiarz jak i Obraz mówiony w obcym języku.
W nieco innym języku niż obrazy, są trzy drewniane, polichromowane obiekty. Świadczą o daleko posuniętej umiejętności redukcji. Na pozór surowe, niemal nieme, przywodzące na myśl przedziwne naczynia liturgiczne (skojarzone z przedstawieniami narzędzi tortur na obrazach) tworzyć mogą całkiem przerażający konglomerat.

Nie chodzi o pedantyczną klasyfikację, tylko zaznaczenie różnorodnego charakteru prac, które uzasadniać mają kuratorską tezę. Spokojny ekspresjonista, to na pewno malarz o niezwykłej erudycji i warsztatowej swobodzie. Dotykający paradoksu tytuł wystawy może budzi bezinteresowne zdumienie. Paradoks, przenicowuje doksę, otwiera furtkę na nieznane, nieoczywiste. Idącego utartym traktem zbija z tropu, zamiast iluzorycznej totalności oferuje dziurę w całym, a zdrowemu rozsądkowi pokazuje figę, głosząc inną, choć przecież nie mniej prawdziwą prawdę”.

Czego życzę krytykom i przyszłym komentatorom poznańskiej wystawy, którzy dostrzegą tę nutę przekory i podważania malarskich norm w obrazach Jacka Sroki.

Maria Hussakowska